Popularna włoska przekąska z ciasta drożdżowego, z oliwą i białym winem, przygotowywana w wersji słodkiej lub słonej z pieprzem, czosnkiem czy koprem włoskim.
Nie potrzeba do nich wielu składników ale przyznaję, że wymagają nakładu pracy i czasu, trzeba wyrobić ciasto, odstawić, przygotować krążki, obgotować we wrzątku a następnie upiec. I do końca nie byłam pewna efektu gdyż ciasto sprawiło mi trochę kłopotu. Jednak jak tylko spróbowałam pierwszego ciasteczka....Ale od początku:
- 500 g mąki pszennej
- 100 g oliwy
- 100 g białego półwytrawnego wina
- 10 g drożdży
- 1 łyżeczka soli
- 1 łyżeczka mielonego pieprzu czarnego
- 1 łyżeczka mielonego pieprzu zielonego
- 1 łyżeczka ostrej mielonej papryki
Wszystkie składniki łączymy w misie i wyrabiamy ciasto. Powinno być gładkie i ciągliwe. Należy uważać na proporcje mąki i nie dawać całej do miski od razu. Moje ciasto wyszło bardzo suche, musiałam podlać je jeszcze odrobiną wina by dało się zagnieść. Później, po wyrośnięciu, na etapie formowania wałeczków, bardzo się rozwarstwiało, przypisuję ten defekt właśnie zbyt suchej mące.
Ciasto zagniatamy w kulę i odstawiamy w ciepłe miejsce na godzinę do wyrośnięcia (nie wyrośnie zbyt mocno). Po tym czasie odrywamy kawałeczki ciasta, rolujemy wałeczki o długości 8-10 cm i średnicy ok 0,5 cm i zwijamy je w krążki o średnicy ok 3 cm.
Z podanej porcji wychodzi ok 90-100 ciasteczek. Ciasteczka nie odkształcają się i nie przyklejają do papieru, są lśniące, lekko twarde i tłuste.
W rondlu (lub dwóch) zagotowujemy wodę i wrzucamy na wrzątek po 10 krążków. Wyjmujemy je łyżką cedzakową natychmiast jak wypłyną na wierzch. Wykładamy na papier by wyschły a następnie na blaszkę do pieczenia. W oryginalnym przepisie zaleca się piec 20 minut w temp. 180 st. C., następnie ok 30 minut w temp. 160 st. C. Jako że w gazowym piekarniku nie mam możliwości programowania temperatury, piekłam je metodą prób i błędów więc pierwsze trochę się spiekły. Najpierw 20 minut w temp. ok 180-200 st. C. a następnie ok 15 minut w temperaturze zmniejszonej na maksa; następne partie piekłam już tylko ok 30 minut w dobrze nagrzanym piekarniku i to wystarczało.
Taralli są przepyszne, pikantne i chrupiące. Zdecydowanie warte nakładu pracy jaki trzeba włożyć w ich przygotowanie. Zjada się je mimochodem i nie można się od nich oderwać. Podobne nieco w smaku do paluszków lub precelków.
Z podanej porcji wychodzi ok 90-100 ciasteczek. Ciasteczka nie odkształcają się i nie przyklejają do papieru, są lśniące, lekko twarde i tłuste.
W rondlu (lub dwóch) zagotowujemy wodę i wrzucamy na wrzątek po 10 krążków. Wyjmujemy je łyżką cedzakową natychmiast jak wypłyną na wierzch. Wykładamy na papier by wyschły a następnie na blaszkę do pieczenia. W oryginalnym przepisie zaleca się piec 20 minut w temp. 180 st. C., następnie ok 30 minut w temp. 160 st. C. Jako że w gazowym piekarniku nie mam możliwości programowania temperatury, piekłam je metodą prób i błędów więc pierwsze trochę się spiekły. Najpierw 20 minut w temp. ok 180-200 st. C. a następnie ok 15 minut w temperaturze zmniejszonej na maksa; następne partie piekłam już tylko ok 30 minut w dobrze nagrzanym piekarniku i to wystarczało.
Taralli są przepyszne, pikantne i chrupiące. Zdecydowanie warte nakładu pracy jaki trzeba włożyć w ich przygotowanie. Zjada się je mimochodem i nie można się od nich oderwać. Podobne nieco w smaku do paluszków lub precelków.
Robię się głodna... Zapraszam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa, chętnie wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńJadłam je we Włoszech, z dodatkiem nasion kopru włoskiego. Niebo w gębie! Na pewno zrobię domowe :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Agata
Kobieto jesteś wielka :) Uwielbiam smak i zapach kopru włoskiego :) Tęsknię za tym smakiem, za chrupkością pysznych tarallini . Szkoda, że w Polsce koper włoski jest wciąż mało popularny (no chyba, że herbatka :) ) a przecież jest taki pyszny... chyba jutro wyjdę na miasto w poszukiwaniu ziaren kopru i do dzieła :) już mi ślinka cieknie ;P
OdpowiedzUsuńAch... tak się napaliłam na te tarallini, że zapomniałam napisać, że gratuluję świetnego bloga, przyznam, że to moja pierwsza wizyta ale na pewno nie ostatnia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ania :)
Dziękuję Aniu za miłe słowa:) Tarallini są przepyszne, szkoda, ze tak szybko znikają:) Tak, koper włoski mam tylko w saszetkach herbaty, chyba trzeba rozpruć torebki i zmielić nasiona:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMeg,właśnie znalazłam Twój przepis i już piekę. Laptop na stole w kuchni i działam... Ale mam dwa pytania zanim zepsuję wypiek ;)
OdpowiedzUsuńCzy woda powinna być posolona?
Czy chodziło 10 gram czy 10 dkg drożdży? Wrzuciłam całe opakowanie, czyli 10 dkg no i czekam aż wyrośnie...
ps. Ciasto ma piękny kolor i wspaniale pachnie papryką i pieprzem. Nie miałam zielonego pieprzu w moim sklepie był jedynie biały - więc z niego skorzystałam. Nigdy nie byłam we Włoszech i nigdy nawet nie słyszałam o takich ciachach, więc pewnie nie zrobi mi wielkiej ;) różnicy kolor tego pieprzu.
Po degustacji napiszę jak wyszło
pozdrawiam Danka
Witaj! w oryginalnym przepisie nie ma nic o soleniu wody a drożdży ma być 10 gram:) pozdrawiam, powodzenia:)
OdpowiedzUsuń